Zabawkę każdą można kupić – jedynym wysiłkiem jest pojechać do sklepu, wybrać i słono zapłacić. Niektórzy rodziciele podnosząca także wysiłek wyboru takiej zabawki, która będzie jednocześnie zabawką tzw. edukacyjną, albo przynajmniej nie szkodzącą. Dla mnie osobiście ważne jest także, by zabawka była także estetyczna. Podjęłam się karkołomnego zadania pokazywania mojej córce Polce innej estetyki, niż tej serwowanej nam w hipermarketach i reklamach, pojawiających się przed każdą dobranocką i filmem dla dzieci. Niezwykle ważną kwestią jest kolor zabawki. Wychodzę z założenia, że nie ma kolorów brzydkich, nie ma tez kolorów dziewczęcych i chłopięcych – kolory po prostu są i wszystkie są piękne. Kto powiedział, że kolor różowy to kolor dziewczęcy, a niebieski i zielony to chłopięcy? Czy jeśli moja córka będzie „nosiła” się w brązach i zieleniach, a jej zabawki będą żółte, niebieskie i granatowe to straci ona status dziewczęcości? Od „różowej rzeczywistości” niełatwo jest czmychnąć. Sklepowe półki z zabawkami są podzielone na sektory – dziewczyński i chłopięcy. Ten pierwszy tonie w róży, w drugim dominuje zieleń i czerń. Kto to ustalił i co ważniejsze, kto ustalił płeć zabawek? Czy jeśli mój mały bratanek szaleje za wózkiem dla lalek/misiów, to nietaktem jest sprezentować mu takowy? A jeżeli najlepszą zabawką dla mojej córki jest tekturowe pudełko z przywiązanym sznurkiem, służące za samochód/rakietę/autobus/szafę na ubrania itd. – to powinnam się napinać na kupno drogiej, chociaż plastikowej, koniecznie różowej zabawki „made in china”?
Okazuje się, że wysiłku i wydatku związanego z kupnem „cudownej” zabawki można uniknąć, pozostając we własnym ciepłym domu, przy filiżance herbaty, nie przepychając się między tysiącem innych przedświątecznych klientów, nie współtworząc węży kolejek do kasy, nie nadwerężając portfela- zabawkę można zrobić samemu. A kiedy dziecię jest dostatecznie „dorosłe” można je włączyć w proces twórczy. Ileż to zabawy! Kawałek starej bluzki, kwiecista sukienka po cioci Helence (zastanów się jednak dobrze zanim ją potniesz, bo retro dzisiaj w modzie), igła, nitka, trochę kolorowych włóczek, a ponad wszystko dobry pomysł! Rach ciach – przytulanka gotowa! A jaka to satysfakcja dla rodzica. A jaka dla dziecia!
A jeśli ktoś jednak preferuje opcje zakupową to warto podejść do tematu niestandardowo i zabawek szukać tam, gdzie teoretycznie nigdy byśmy ich nie znaleźli. Zapomniana już dzisiaj cepelia oferuje w niskich cenach pięknie zdobione, ekologiczne, a w dodatku edukujące zabawki – drewniane gry, koniki na biegunach, samolociki, legendarne pukawki z korkiem czy komplety do wypieków (mini tłuczki, wałeczki, deski do krojenia itp). Cudo! Zero cepelii w zabawkach z cepelii!
Nie tak dawnym moim odkryciem jest też alfabet CANCA. Próżno w nim szukać kartek książkowych. Za to całe składa się z ładnie ozdobionych tabliczek- każda literka to inna tabliczka z kieszonka na fotografie, rysunek, wycinek z gazety. Fy jak fortepian, By jak Babcia Basia. Fotka do kieszonki i nic tylko uczyć się bawiąc. Alfabet polecam rodzicom nawet bardzo małych dzieci – zanim zaczniemy uczyć dziecia Abecadła, można przecież wprowadzać je w świat kolorów. Tabliczki bowiem są we wszystkie kolory świata – bo przecież łosoś to ryba a nie kolor. Poza standardowym czerwonym, białym i czarnym, są szarości, brązy i fiolety. Canca dostępna w Internecie!
www.canca.pl
W ogóle Internet choć izoluje nas od bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, to z drugiej strony daje możliwość i czas na kontakt z najważniejszym człowiekiem- własnym dzieckiem i reszta rodziny. Bo zamiast spędzić godziny w atmosferze „zakupowego obłędu” – klękasz, płacisz i prezent sam do Ciebie dojeżdża. W tym czasie można iść na sanki lub lodowisko – wszak aura sprzyja.
Ale kiedy już przypiera do muru chęć współtworzenia kultury konsumpcyjnej pędzę do „Wiatrakowego Pola”. To sklep, który w Białymstoku prowadzi jedna z organizacji pozarządowych – stowarzyszenie pomocowe. Wspominam o tym, bo to przyjemna świadomość, że korzyść z twoich zakupów ma także ktoś potrzebujący.
„Wiatrakowe Pole” to pchli targ pod dachem. Znajdziesz tam łóżko dla dziecka ( dla siebie także), kolorowy dzbanuszek, buty narciarskie, grę planszową i rowerek.
Ja „upolowałam” tam (bo zakupy w „Wiatrakowym” noszą formę łowów- co złowisz to Twoje) – piękny trzykołowy rowerek – 20 zł, 6 gier planszowych – razem 20 zł, dzierganego miśka – 1 zł, wełnianego królika w spodniach – 2 zł. Uczucie satysfakcji – bezcenne!
Matka Polka Córki Polki